25 kwietnia Przez Mławę

Mława to dawne nadgraniczne miasto, w którym do dziś są widoczne ślady prosperity z przełomu XIX/XX w. wynikającej z takiego położenia. Przemyt napędzał koniunkturę. Konie, bydło, tytoń, produkty przemysłowe przechodząc przez granicę poza zasięgiem carskiej, przekupnej administracji skarbowej, pozostawiały po sobie sporo rubelków do wydania. A też przyczyniały się do rozwoju miasta stałe i przewidywalne dostawy dla stacjonującego tu wojska. Pełno tu było gorącego pieniądza, do natychmiastowego zainwestowania najlepiej w nieruchomości. Jeżdżono też  do Paryża, gdzie wydawano pieniądze, ale i podpatrywano najnowsze trendy w architekturze, by je przenieść do Mławy, a potem przez wiele lat imponować mniej światowym sąsiadom.



 Ta popadająca w ruinę secesyjna kamieniczka jest to tego najlepszym przykładem. Kamienica na, której się wzorowano stoi sobie do dziś niedaleko wieży Eiffla. Jest oczywiscie w doskonałym stanie, bo tam o dzieła sztuki się dba. A tu nikt nie bedzie inwetował w coś, co nie daje natychmiastowego zysku. Gdyby nadbudować, a wiec zeszpecić, to tak. A koserwacja tych pięknych płaskorzeźb kosztuje...

Zanim jednak Mława, musieliśmy się jakoś wykokosić z Przasnysza. Czekając na Rafała, ķtóry jako anastezjolog 2 doby dyżurował w miejscowym szpitalu (!), a nam powierzył swe mieszkanie wstaliśmy w poniedziałek  późno. Zmęczyła nas też bardzo stukilowetrowa walka z upartym i silnym przeciwnym, zachodnim wichrem. Potem długi rozruch, śniadanie, pakowanie, wreszcie, wyjazd z przystankiem na miejscowym rynku.



Uległ ci on głębokiej styropianowej pastelozie, którą zasłaniają trochę rowery i Franek oraz Rafał. No wiec w drogę. Do Mławy i dalej, do Żuromina, dojechaliśmy względnie szybko. Mimo że silny wiatr z całą mocą nam przeszkadzał. 



Na zdjęciu odpoczywamy przez chwilę przed Mławą a fotografował nas automobilista  z Siedlec. Sielski obrazek i nie widać na nim, że za drzewami dmie zachdni wiatr, a my właśnie na zazchód zmierzamy. W Żurominie dopadła nas pierwsza w tym roku wiosenna burza z piorunami. Najgwałtownieszą fazę przeczekaliśmy na jakiejś budującej się stacji benzynowej. A potem w zapadającym zmierzchu i strugach deszczu dalej. Do Ostrowitego - Miedzywody za Rypinem, gdzie Rafał zamówił nam nocleg, dotarliśmy przed 11. Czekał na nas tam życzliwy właściciel. Ślązak, który na Kujawach zainwestował w turystykę, ale z rozrzewnieniem wspominał czasy, gdy interesy wiązały to z Podlasiem. Trzeba czym prędzej rozwiesić ubrania, a potem w towarzystwie gospodarza, przed sezonem nudzącego się na tym odludziu, dla kurażu wypić trochę wódeczki. A przy tym, co jasne, wspominamy. Podlasie to temat, który nas łączył. No i wreszcie spać, spać, spać. Jutro w dalszą drogę. A wiatr nam nie odpuści. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Santiago! Daliśmy radę!!!

Pampeluna, Puente la Reina, Estella.

Bose Antki