Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2018

Droga

Obraz
Zwyczajnie nie nadążam. Tyle ciekawych miejsc. Jazda zabiera nam bardzo wiele czasu, a o codzienne, zwyczajne sprawy też  dbać należy. Mimo że  jedziemy w nienadzwyczajnym  tempie, to dzieje się  bardzo wiele. A może to właśnie dlatego? Jedziemy wolno, rozglądamy się, wszystko nas ciekawi, więc się  zatrzymujemy, fotografujemy, komentujemy i dalej w drogę. Wchodzimy, gdy tylko się da, do kościołów,  rzadko już dziś   otwartych poza mszą, ogladamy cmetarze i  rynki, te przeciwstawne obiekty związane z bytem czlowieczym. Interesuje nas wszystko. A z roweru można praktycznie zajrzeć wszędzie. Przedwczoraj nocowaliśmy w Wiejscach, na trasie z Sierakowa do Świniar.  NB po raz pierwszy tam, w głębi lasów nie czuło się wszczechobecnego zapachu wiosennego polskiej wsi - gnojówki wywożonej intensywnie na pola i rozsnuwajającej wszędzie specyficzny "aromat ". W Ciechanowskiem i okolicznych powiatach dochodzi do tego potworny smród z gigantycznych i ciagle rozbudowuwanych ku

Granica

Obraz
Spaliśmy na stacji benzynowej w Białczu k. Witnicy.  Noclegi zawsze są przypadkowe. Ok. 18 zaczynamy szukać, tym razem wypadł dość  licho: budyneczek za stacją, nawet nieźle urządzony, ale:  jedyne okno na stałe zasłonięte okinnicą przeciwwłamaniową, więc ciemno.  W łazience kosztowna kabina prysznicowa, ale zaniedbana i widoczne ślady prymitywnego użytkowania.  Brak papieru toaletowego i ręczników choć ogólnie czysto, czysta pościel. Rzekłbym: porządek ogolnowojskowy. Czysto na pierwszy rzut oka i lepiej sie nie dopatrywać. Nie polecamy, chyba że tak jak my, in exstremis. Dlatego wstaliśmy wcześniej i już prawie jesteśmy gotowi do drogi. Przygotowujemy się na Niemcy. Trzeba zrobić niezbędne zakupy, w tym dla Franka papierosy. Ale też i coś do jedzenia, środki higieniczne, a wszystko musimy zmieścić i potem przewieźć . No i trasa. To jest problem. Wgapiamy się w mapy, szukamy którędy będzie najlepiej dostać się w okolice Brukseli. Berlin odpada zdecydowanie, ominiemy go jadąc

Pruśce

Obraz
W Pruścach na naszej trasie z Wągrowca do Rogoźna jest figurka Matki Boskiej. Wzniesiona w 1948 r. Niby nic takiego, tysiące podobnych w Polsce. Ta jest jednak szczególna, ponieważ jest świadectwem czasów, w których ją wzniesiono. Otóż na piedestale umieszczono napis "Królowo Korony Polskiej..." Zaś nad nim umieszczono orła bez korony. W sumie ma to nieco ironiczny wydźwięk, lecz moim zdaniem był to efekt przetargów z Władzą, które przebiegały mniej więcej tak: "Zgoda, pozwolimy wam zbudować waszą figurkę, pod warunkiem, że umieścicie na niej NASZEGO piastowskiego orła BEZ korony". Obawiam się, że za chwilę nasi mściwi i sprzedajni pożal się Boże "historycy" z IPN dobiorą się i do tej kapliczki i ukoronują orła z e szkodą dla historiografii regionu. Tak sobie rozmyślałem, przejeżdżając obok tej kapliczki w drodze do Rogoźna i dalej do Obornik, sławnych wśród braci konserwatorskiej z tego, iż jeden z naszych kolegów, który był  czynnym konserwatorem na prze

Wągrowiec

Obraz
Bareja tego by nie wymyślił. Ta łapa z jego filmu; w Wikipedii, dostojnie i z namaszczeniem, określana jako prawica jest rzeczywiście herbem Łabiszyna! Że też ci ludzie nie dostrzegają własnej śmieszności! A może po prostu film odszedł w zapomnienie i tylko tacy starcy jak ja jeszcze go pamiętają... No ale to było we czwartek. Zaś piątek zaczęliśmy od poszukiwań. Najpierw znaleźliśmy bifurkację Wełny i Nielby. Płyną sobie leniwie dwie dwie rzeki. Krzyżują się, po czym każda z nich dalej płynie w swoją stronę. I chyba nie ma znaczenia, która ma pierszeństwo wpływania na krzyżówkę, zasada prawej ręki też nie obowiązuje, odbywa się to płynnie. Panta rhei, jak mawiał radziecki uczony Pantarejew. Na mostku nad Wełną stoi Franek, ja zaś, wlazłszy na ławeczkę, by objąć całość fotografuję całe zajście. Nieco później znalazł się i rynek wyłożony w całości dużymi szarymi, granitowymi płytami. W środku rynku, w jego posadzkę, wmontowano płytki z opisem godzin, podziałkę i każdy pr

Środa, czyli czas na odpoczynek

Obraz
Środa, po ponad 400 km pod wiatr, była dniem wypoczynku, należnego nam jak p. Premier Szydło i jej drużynie skromnej i pokornej, comiesięczne premie. Ale jeszcze we wtorek, z racji tego, że dojechalismy wcześniej, dowiezieni niesportowo przez Zenkowych Przyjaciół, mogliśmy sobie dość długo pogadać; powspominać, pośmiać się i pożartować, a Zenek w tej materii jest niezrównany. Po śniadaniu pojechaliśmy czym prędzej do Decathlona, by dokupić to, co, jak wynikło dotychczasowej podróży, jest niezbędne, a czego oczywiście z domu nie wzięliśmy. Potem do Ostromecka, do Maćka, by wiedział że pamiętamy o Nim zwłaszcza w podróży,  bo to był naturalny jego żywioł.  Kawka w Ostromeckim pałacu i ruszamy do Inowrocławia, do tamtejszych basenów solankowychj. Och; z jaką radością nadstawialiśmy nasze obolałe i zmęczone gnaty i mięśnie na rozmaite bicze wodne i jacuzzi. Potem spacer do tężni, by zażyć ozdrawiających układ oddechowy inhalacji. Ponieważ tego dnia nigdzie nie jeździliśmy, to oczywiście

Bose Antki

Obraz
Animozje międzyzabororowe są niezwykle trwałe! Kiedy w poniedziałek, w drodze do Rypina, przekroczywszy już granicę województwa kujawsko-pomorskiego, zadzwoniłem do Zenka, że już jesteśmy w jego stronach, ten lekceważąco odrzekł, że to żadne jego strony, bo, jak rzekł z ukrywaną słabo wzgardą, to jest ciągle Kongresówka. Jego ciotka jeszcze w latach 30. zaszła w ciążę z "bosym Antkiem ", migrantem z ubogiej Kongresówki i rodzina zastanawiała się, czy nie lepiej będzie jeśli zostanie panną z dzieckiem, niż znosić hańbę ożenku z takim kimś. Ślązak, u którego nocowaliśmy w Ostrowitem, też używał terminu Bose Antki, by określić migrantów z Kongresówki, którzy często przechodzili przez zieloną granicę boso, a zarobowiszy  na buty, wracali obutymi, no i jeszcze zostawało na kupno kawałka roli i zapaski kobiecie. Z Ostrowitego wyjechaliśmy przed 10 rano i od razu dostaliśmy się w bezlitosne objęcia wiejącego w twarz wiatru zachodniego.  W Ugoszczu zajrzeliśmy do zespołu pałacowo p

Z krótką wizytą u Macieja w Ostromecku

Obraz
Z krótką wizytą u Macieja w Ostromecku, gdzie chwila zadumy nad przemijaniem rzeczy i ludzi. Kawa w pałacu i jedziemy do Inowrocławia, by w tamtejszych basenach nabierać sił do dalszej jazdy. Wszystko to zawdzięczamy Zenkowi.

25 kwietnia Przez Mławę

Obraz
Mława to dawne nadgraniczne miasto, w którym do dziś są widoczne ślady prosperity z przełomu XIX/XX w. wynikającej z takiego położenia. Przemyt napędzał koniunkturę. Konie, bydło, tytoń, produkty przemysłowe przechodząc przez granicę poza zasięgiem carskiej, przekupnej administracji skarbowej, pozostawiały po sobie sporo rubelków do wydania. A też przyczyniały się do rozwoju miasta stałe i przewidywalne dostawy dla stacjonującego tu wojska. Pełno tu było gorącego pieniądza, do natychmiastowego zainwestowania najlepiej w nieruchomości. Jeżdżono też  do Paryża, gdzie wydawano pieniądze, ale i podpatrywano najnowsze trendy w architekturze, by je przenieść do Mławy, a potem przez wiele lat imponować mniej światowym sąsiadom.  Ta popadająca w ruinę secesyjna kamieniczka jest to tego najlepszym przykładem. Kamienica na, której się wzorowano stoi sobie do dziś niedaleko wieży Eiffla. Jest oczywiscie w doskonałym stanie, bo tam o dzieła sztuki się dba. A tu nikt nie bedzie inwetował w co

24 kwietnia

Obraz
Jest poźno i bardzo zimno, ale mimo to kościół św Stanisława w Świętym Miejscu niemal unosi w wzwyż wśród słowiczych treli. Mamy w nogach około 100 km. Wyjechaliśmy mniej więcej o 10 rano z Łomży, a że prowadzi nas GPS tak by ominąć trasy gdzie jak żbiki szaleją tiry, a też i po trosze zwiedzamy mijane miasta i wsie, więc nam się  schodzi. W Łomży nocowaliśmy w bardzo przyjemnych Pokojach Noclegowych nad  Narwią (Rybaki 47a  za śmieszne pieniądze zato czysciutko i przyjemni właściciele, polecam!). Więc rano po śniadaniu przeszliśmy się po starej części Łomży. Popatrzyliśmy na katedrę, rynek. Franek na ławeczce przysiadł sìę do Hanki Bielickiej. I mimo, iż dama ta z brązu, to nie omieszkał ująć ją miłośnie za kolano. A potem bocznymi drogami do Szablaka nad Narwią, gdzie przepiękne widoki na szeroko rozlaną Narew. Dalej Nowogród ze skansenem, o którym niestety tylko odpowiedziałem Frankowi, ponieważ czas naglił dalej  Dąbrówka z pięknym drewnianym kościołem no i Kadzidło, gdzie byłem pr

21 kwietnia 2018, Wyruszamy!

Obraz
Z Białegostoku przez Pańki, Rzędziany (te nieprawdopodobne rozlewiska Narwi, trzcinowiska pełne ptactwa wszelakiego... dostępne teraz, bo za chwilę komary żyć nie dadzą. To powinno opisywać pióro sprawniejsze od mojego!). Tykocin, Łopuchowo, Zawady, Rutki-Mężenin do Łomży. Trasa zawiła, bo google wybiera dla rowerów drogi o mniejszym natężeniu ruchu. Dziś wyszło o. 100 km, czyli grubo ponad 2% całej naszej planowanej drogi. Długo już rowerem jeżdżę, ale z tak wredną wichurą jeszcze się nie zmagałem. Momentami, na płaskim, używając przełożeń siłowych do jazdy pod górę, jechaliśmy z wielkim wysiłkiem osiągając 7 - 8 km. na godzinę. W Tykocinie obiad w Alumnacie. Potem chwila na Rynku. Czarneki, jak my, od wiatru się odwraca. Widok na kościół z Rynku wspaniały. Przypoamniały mi się korowody związane z wycinką śródmiejskiego zagajnika i Boska interwencja, którą była wichura realizująca ten nakaz. A teraz to główna atrakcja Tykocina. Pozdrawiam machając Świętojakubową muszelką.