Francuska niedziela

W niedzielę poszliśmy do katedry na najwcześniejszą mszę. Była o 9.15, odprawiana po łacinie. Mój Boże, gdybyż prof. Piszczek usłyszała tę łacinę...
Próbowaliśmy uzyskać paszport pielgrzyma. W Chartres, przy katedrze, jest specjalny instytut studiów Świętojakubowych, ale nic z tego, francuska biurokracja i ta państwowa, i ta kościelna,  jest bezwzględna i pozbawiona jakiejkolwiek empatii. Nieważne, że przejechaliśmy aż tyle, wszyscy nas tu za to podziwiają, ale niedziela to niedziela.
Nie pomogła nawet rozmowa z sympatycznym arcybiskupem, witającym się po mszy z wiernymi. W sobotę, jak również i w inne dni nigdzie tego paszportu uzyskać się nie udało. Więc wstawiamy tampons, czyli pieczątki na zwykłą kartkę papieru. Ponoć ma to pomóc w uzyskaniu noclegu w albergach po hiszpańskiej stronie.
Jeszcze jeden rzut oka na katedrę i ruszamy w stronę Chateaudun. Po drodze przejeżdżamy przez ogromny bric-a-brac, czyli pchli targ. Zagrodzono ze dwa kilometry szosy wylotowej do Tours i rozstwiono stragany. Tłumy spacerujących i kupujących. Można kupić wszystko: stare połamane krzesła, lalki, rowery, ba nawet stare samochody
Tu można trafić okazję nie lada, lecz my jedziemy dalej. Nocujemy na kempingu miejskim w Chateaudun, u podnóża ogromnego zamku.


Prezbiterium katedry w Chartres. Z lewej kaplica św. Piata, po konserwacji, z jakichś powodów, niedostępna.


Bric a brac w Chartres. Po prawej samochody wystawione na sprzedaż.


Camping w Chateaudun. Na fotografii zmieścił się nasz namiot i rowery, na zamek miejsca nie wystarczyło. Mam to jednak w aparacie. Szkoda, że go Państwo nie widzieli. Jest ogromny...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Santiago! Daliśmy radę!!!

Bose Antki

Pampeluna, Puente la Reina, Estella.