Saintes

Nocleg pod namiotem w Saintes był nawet przyjemny. Zresztą, przywykliśmy już do tego. Między 19 a 20 dojeżdżamy do jakiejś miejscowości i zaczynamy rozglądać się za miejscem noclegowym. Chodzi nam przede wszystkim o kemping, ponieważ tak jest najtaniej. Najpierw namiot, potem ewentualne pranie i kolacja na pewno. Musimy przecież mieć siły by pedałować.
Kolację jemy najczęściej jak prawdziwi dyplomaci na raucie albo konie, czyli na stojąco. Bo na kempingach, nastawionych głównie na kampery, na których pokładach jest dosłownie wszystko, stoły nie zawsze są na stanie. Ponieważ trawa o tej porze jest już mocno wilgotna, nasze Dary Boże rozkładamy na sakwach i bagażnikach. A odżywiamy się jak pierwsi chrześcijanie: chleb, wino, oliwki, czasem kawałek tutejszej, ohydnej kiełbaski. I po małej chwilce zasypiamy. Na kempingach, które są tu liczne, dobrze utrzymane i urządzone (poza brakiem stołów!), jest sporo ludzi, a w tym, i cyklistów. Spotykamy wśród nich prawdziwych obieżyświatów. Holender Wilem, spotkany w Chateaudun, podróżujący samotnie z Lizbony przez Santiago de Compostela do domu gdzieś w Holandii, był w Polsce. Też na rowerze, przejechał rowerem praktycznie całe Green Velo od Kielc przez Lublin, Białowieżę, bagna biebrzańskie, Augustów, aż po Gdańsk.
Bardzo się tą droga nasładzał, chwalił jej urządzenie, dostępność noclegów, bazę żywieniową. Podobnie para niemiecka spotkania w okolicach Fürstenwalde. Wielu spotykamy cyklistów, samotnych i w grupach po 2-3 osoby. Samotnie podróżuje na rowerach też sporo kobiet. I radzą sobie doskonale. Mnie szczególnie zaimponowała dziewczyna, która rozbiła namiot koło naszego w Saintes. Rano, gdy pakowała się, obserwowałem, jak do, niewielkiej w końcu, sakwy rowerowej upycha ogromną, profesjonalną wręcz, suszarkę do włosów. I wreszcie jej się udało. Dołożyła jeszcze do tej sakwy palnik gazowy, namiot na wierzch i w drogę! Zuch dziewczyna!
Ruszamy do Saintes. Znad Charente do katedry przez stare miasto. Dopiero z jego uliczek widać jak ogromna jest skala tej budowli. Na zdjęciu tego nie widać, ale cała świątynia jest jednym wielkim krzykiem protestu, zaklętym w kamień, przeciwko idiotyzmowi i bezsensowi wojny. Początki biskupstwa w Saintes sięgają I wieku po Chrystusie, jednym z pierwszych biskupów był św. Ambroży. Losy katedry jakże są podobne do losów polskich kościołów. Wielokrotnie przebudowywana, ostatnia przebudowa nadała jej kostium gotyku flamboyant, panującego tu jeszcze niepodzielnie w XVI w. Od wież, wzdłuż korpusu kościoła, ku nieistniejącemu sklepieniu, wybiegają niewidoczne tu łuki podporowe. Kościół był zniszczony w czasie wojen religijnych w połowie XVI w., a wcześniej przez broniących się Anglików, którzy okaleczyli umieszczony po prawej stronie portalu posąg króla Ludwika Świętego, pozostawiając jedynie dolną część tułowia w zbroi płytowej i nogi. Animozje angielsko - francuskie są głębokie; jeszcze w końcu XIX w. lokalni miłośnicy przeszłości nie omieszkali mściwie tego zaznaczyć na specjalnej tablicy marmurowej umieszczonej obok zniszczonej rzeźby. 
Ale za to, na brązowej tablicy poświęconej członkom ruchu oporu, którzy zginęli rozstrzelani w latach 1940 - 1944, umieszczonej na domu po drugiej stronie wąziutkiej ulicy, stoi jak byk, że zrobili to jacyś bliżej nieokreśleni "Nazis". Niemiecka polityka historyczna robi swoje!
A my po obejrzeniu katedry wpychamy nasze objuczone bicykle na sąsiadujące wzgórze, skąd jeszcze jeden rzut oka na katedralną wieżę. Jedziemy do kościoła św. Eutropiusza, założyciela biskupstwa. Tam też odnajdujemy schronisko dla pielgrzymów. Poprosiliśmy mężczyznę, który tam urzędował, o tampon - pieczątkę ze szlaku. I widać było na jego twarzy wyraźną ulgę, gdy zrozumiał, że nie mamy zamiaru nocować. Dalej ruszamy do kościoła św. Eutropiusza, założyciela diecezji jeszcze w IV w. Imię świętego to pewnie zmaskulinizowana forma imienia jednej z muz, Euterpe. W obecnych murach kościoła zachowały się resztki świątyni wczesnochrześcijańskiej.
I dalej ruszamy w dół z pieca na łeb. A potem, sapiąc, wtaczamy rowery w sąsiedztwo teatru z czasów Tyberiusza. Znajduję miejsce, skąd rozciąga się piękny widok na teatr i na kościół św. Eutropiusza. Robię zdjęcia i ruszamy w stronę Royan


Kemping w Saintes. Na pierwszym planie Franek ogląda w telefonie naszą trasę, dalej Holenderka upychająca suszarkę, w głębi blok sanitarny.


Wieża katedry św. Piotra w Saintes, widziana z jednej z uliczek, wiodących wprost do niej i do Placu Synodalnego. Dopiero stąd widoczny w pełni ogrom tej budowli. Nazwa placu pochodzi od synodu, odbył się w Saintes w 1081 r. a pamięć o tym wydarzeniu w nazewnictwie przetrwała do dziś. 


Saintes. W dali kościół św. Eutropiusza, na pierwszym planie starożytny teatr. Ta wielka inwestycją Tyberiańska, starannie przemyślana i wykonana, procentuje do dziś przyciągając rzesze turystów. 

Komentarze

  1. Prawie, jak Awarowie, którzy dosięgli Europy. Prawie nie schodząc z konia. Surowe mięso, oby było dobre do spożycia wkładali pod siodło, może Wy też coś takiego wymyślicie, aby nie jeść zupek na sucho :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Santiago! Daliśmy radę!!!

Pampeluna, Puente la Reina, Estella.

Bose Antki