Tours i okolice

Z Chateaudun ruszamy w stronę Tours. Jest na co patrzeć, jeśli akurat nie skupiasz się na tym, by wjechać na kolejny pagórek. Wygląda to niewinnie, ot płaski, łagodny podjazd. Ciągnie się, co prawda, dobre 2  - 3 km, ale cóż to dla nas, nie takie pagórki... Tymczasem wjeżdżamy na domniemany wierzchołek i tam, jak mawiał niezapomniany major Kuźma ze Studium Wojskowego UW, niespodziewajka, i to przykra. Bo owszem, jest pewne obniżenie, rodzaj płytkiego siodła, które da odetchnąć i... kolejny podjazd, znowu z półtora kilometra. I zakręt. Więc znów bierzemy się do roboty, ostro kręcimy pedałami, dojeżdżamy do zakrętu... A tam kolejna niespodziewajka, na deser tej części podróży - stromy podjazd jakie 6-7 % na 700 m. I bywa tak, że manipulujemy przerzutkami, wkładamy coraz niższe, bardziej siłowe i wolniejsze przełożenia i w końcu opór w manetce, dalej sìę nie da, serce wali jak młot, płuca pracują jak miechy kowalskie, a krajobraz stoi w miejscu i nie chce się przesuwać. A wtedy trzeba, niestety zleźć z roweru i wspinać sìę mozolnie pod górę, kładąc się niemal na řamie. Chwila odpoczynku  przed szczytem, łyk płynu rozweselającego, czyli elektrolitów, wdrapalismy się na szczyt i... kolejna sinusoida krajobrazu przed nami. A miało to już miejsce parę razy. I jeszcze zdarzy się pewnie nie raz. 
Ale chyba przecież o to chodziło. Nie było przymusu, wiedziliśmy od początku, że tak może być, i tak właśnie sìę  dzieje. 
Tu, za Chateaudun zaczyna się  naprawdę szlak Jakubowy. W Senlis napotykamy stary, otwarty kościół z przybitą do drzwi muszą Św. Jakuba. W środku  pieczątka chemin de St Jacques do użytku pielgrzymów i ankieta do wypełnienia: płeć, wiek, kraj, miasto, biskupstwo, opactwo, powód  pielgrzymki. Pieczęcie przybiliśmy, wypełniliśmy i ruszamy dalej. Nocujemy na kempingu municypalnym (takie są i najtańsze i najlepsze, prywatne są dużo droższe) nad rzeczką w Chateau Renault. Pałacu  nie widzieliśmy, natomiast aut tej marki kręciło się mnóstwo.
We wtorek 22 rano ruszamy do Tours. Docieramy tam około południa. Katedra jest przepiękna, arcydzieło gotyku płomienistego, z zachowanymi, piętnastowiecznymi witrażami. Gdy wchodzimy ktoś akurat stroi organy. W pustym wnętrzu efekt jest nieprawdopodobny. Ale po nasze upragnione paszporty pielgrzyma, które jakoś się z francuska nazywają musimy iść do bazyliki św. Marcina, chyba neoromańskiej, zbudowanej na miejscu wcześniejszej na przełomie XIX/XX  w. 
I po blisko 2500 km jazdy ďopiero od dziś jesteśmy pełnoprawnymi, patentowanymi poelgrzami do Santiago.


Stary kościół w Senlis, otwarty dla pielgrzyma. Jak dobrze się przyjrzeć to widać na drzwiach muszlę Świętojakubową.


Katedra w Tours widziana z mostu na Loarze


Paszport pielgrzymi i dłoń rowerzysty spalona słońcem na końcach palców i z negatywem zegarka. Znaczy, że naprawdę jechaliśmy całą tę drogę  rowerami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Santiago! Daliśmy radę!!!

Pampeluna, Puente la Reina, Estella.

Bose Antki