Santiago! Daliśmy radę!!!

Udało się. Po 56 dniach podróży, z czego 53 na rowerowym siodełku i tylko 3 dni odpoczynku, dokonaliśmy tego. Stoimy oto przed katedrą w  Santiago z naszymi niezawodnym aluminiowymi rumakami. Zmęczeni, ale zadowoleni, że nam udało się to, co wydawało się niemożliwe!
No ale jeszcze zanim wejdziemy do katedry trzeba dokonać niezbędnych formalności. Idziemy z rowerami (schody!) do biura turystycznego, by chwilę odstać, w długiej jak w stanie wojennym, kolejce po mięso i
uzyskać potwierdzenie odbycia pielgrzymki na podstawie właśnie creanciale, do których pracowicie (dzięki Frankowi) zbieraliśmy od francuskiego Tours pieczątki. Mieliśmy także kilka wcześniejszych z Niemiec na przygodnych kartkach papieru, folderach turystycznych, itp. Gdy  podajemy miejsce startu (Białystok?, nic im to nie mówi), ale gdy podajemy liczbę przebytych kilometrów, kręcą z niedowierzaniem głowami, ale potwierdzenia, wypisane charakterystyczną romańską czcionką, uzyskujemy.
A teraz idziemy do katedry, jest msza i też, ze względów bezpieczeństwa, trzeba swoje odstać. 
W katedrze frekwencja dzielona jest przez porządkowych nieomylnie na dwa sorty na podstawie wyglądu: wiernych, którzy przyszli na na nabożeństwo oraz pielgrzymów i turystów. My przyszliśmy w kurtkach, ja w dodatku z aparatem, skierowano więc nas bezapelacyjnie za taśmę do następnej kolejki (to już trzecia tego dnia!) do postaci Św. Jakuba w ołtarzu głównym.
Posuwamy się wolno wzdłuż ambitu, z lewej wieniec wspaniałych kaplic, odciętych od reszty świątyni kratami. Część z nich w remoncie. W końcu, po wąskich schodkach do góry, do postaci Świętego. A tam każdy pielgrzym familiarnie obłapia Świętego Jakuba Większego za szyję i naszeptuje mu swoje do ucha. I ja też tak, jak ten pielgrzym ze zdjęcia zrobiłem, i też  cicho szeptałem, a Św. Jakub Większy, brat świętego Jana Ewangelisty dzielnie i bez protestu to zniósł. No i na koniec jeszcze jedna, tym razem zupełnie już krótka, kolejka do relikwii Świętego Jakuba Większego. Jakoś do pielgrzymów nie przemawia srebrna trumienka, to zbyt oderwane, wolą jednak rzeźbę i mało kto tam zagląda. Nawet nie wszyscy Polacy tam idą, a przecież pielgrzymujemy do relikwii nie do artystycznej wizji świętego, a ponadto jest tam tablica upamiętniająca pobyt i modlitwę u stóp Świętego Jakuba papieża Jana Pawła II. 
Jeszcze chwila zwiedzania, obiad, tym razem spróbowałem paelli z owocami morza, i wracamy do naszej albergi na Monte do Gozo. 
A w niedzielę z rana ruszamy ponownie do Santiago. Obok oficina turistica jest poczta, skąd wysyłamy nasze rowery i bagaże do domu. Kupujemy też po sąsiedzku bilety autobusowe na poniedziałek rano do Porto. A po mszy i ponownych odwiedzinach Świętego wracamy na Monte do Gozo, kupujemy jeszcze pamiątki, trochę włóczymy się po starym i cudownie autentycznym starym mieście i wracamy zmęczeni do gościnnej polskiej albergi. Autobusem! Rowery i bagaże pewnie już w drodze do samolotu... To dziwne bardzo uczucie: siedzimy sobie wygodnie na fotelikach, pan kierowca włączył klimatyzację i jest przyjemny chłód, nie kręcimy pedałami, a krajobraz za szybą przesuwa się w jednostajnym tempie; ciekawe...
Bo we wtorek lecimy już do Polski...
Dwa miesiące minęło nie wiedzieć kiedy...
Jeszcze tylko kolacja w raxerii na ostatnim przystanku na Monte Marcos. Zamówiliśmy raxo, to coś w rodzaju naszej świeżynki, tyle że z samego mięsa i bez cebuli, za to na oliwie i z czosnkiem. A do tego: ja nieco wina, Franek piwo... Żegnaj Święty Jakubie, żegnaj  Santiago, kto wie, czy jeszcze kiedyś Ciebie zobaczę...
A jutro trzeba będzie  jakoś to wszystko podsumować, dokończyć wpis o Pondettone, odłożony ad calendas graecas wpis na temat. Rayonne i podróży wzdłuż Biskajów, no i na koniec obiecaną Prehistorię wyjazdu. Prehistorię, stanowiącą rodzaj wstępu, czyli jak sama nazwa wskazuje rzecz powstającą na szarym końcu. Chociaż nie, trzeba będzie przerobić na wpisy blogowe  mms-y, które pierwotnie wysłałem. Do pisania bloga namówiła mnie Ania, która była też jego Naczelną Panią  Redaktor, za co jej serdecznie dziękuję. I dopiero po przerobieniu tych mmsów na wpisy będzie koniec. Mam nadzieję, ze Państwa Czytelników nie zanudziłem.
Autor.


Przed katedrą w Santiago de Compostela. Jest wcześnie i zimno, dlatego stosunkowo mało turystów i pielgrzymów. Zdjęcie robił nam pielgrzym że Szczecina.


Kolejka w oficina turistica po certyfikaty pielgrzyma. Ogromna, ale mimo przerażających rozmiarów poruszała się szybko i sprawnie. Trwało  to zaledwie jakie 25 min.


Uzyskane na podstawie creanciale i oświadczenia uroczyste potwierdzenia odbytej pielgrzymki wraz z podaną liczbą kilometrów.


Romański portal katedry z niesłychanie bogatą symboliką. Zdjęcie zrobione z kolejki, tuż przed kontrolą bezpieczeństwa. Jest tam  min. postać z czaszką w dłoni. Ale na pewno nie jest to Hamlet. Żeby to wszystko odkodować, kupiłem książkę poświęconą architekturze świątyni.


Święty Jakub Większy i pielgrzym szepcący mu do ucha swe prośby. Od tej poufałości prawy bark Świętego aż lśni i pewnie jest już niższy niż lewy. Przyznaję, by przekazać prośby Bliskich, Rodziny, Krewnych Przyjaciół i Znajomych Świętemu, też i ja tak uczyniłem. 


Relikwiarz ze szczątkami Św. Jakuba pod ołtarzem w katedrze w Santiago.


Tablica upamiętniającą pobyt i modlitwę Jana Pawła II. 


Pożegnalna kolacja w raxerii na San Marcos. Na stole raxo chleb frytki i napitki. Bogato!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zupa na gwoździu na odwrót

Bose Antki