Santiago! Daliśmy radę!!!
Udało się. Po 56 dniach podróży, z czego 53 na rowerowym siodełku i tylko 3 dni odpoczynku, dokonaliśmy tego. Stoimy oto przed katedrą w Santiago z naszymi niezawodnym aluminiowymi rumakami. Zmęczeni, ale zadowoleni, że nam udało się to, co wydawało się niemożliwe! No ale jeszcze zanim wejdziemy do katedry trzeba dokonać niezbędnych formalności. Idziemy z rowerami (schody!) do biura turystycznego, by chwilę odstać, w długiej jak w stanie wojennym, kolejce po mięso i uzyskać potwierdzenie odbycia pielgrzymki na podstawie właśnie creanciale, do których pracowicie (dzięki Frankowi) zbieraliśmy od francuskiego Tours pieczątki. Mieliśmy także kilka wcześniejszych z Niemiec na przygodnych kartkach papieru, folderach turystycznych, itp. Gdy podajemy miejsce startu (Białystok?, nic im to nie mówi), ale gdy podajemy liczbę przebytych kilometrów, kręcą z niedowierzaniem głowami, ale potwierdzenia, wypisane charakterystyczną romańską czcionką, uzyskujemy. A teraz idziemy do kated...